W ostatnim wpisie dotarliśmy do ciekawego miejsca, w którym odkryliśmy mechanizm polegający na tym, że nawet jeśli z mechanicznego punktu widzenia optymalnym do wykonania danej pracy jest mięsień A i wydawałoby się, że to on powinien odpowiadać u każdej osoby za dany ruch, to w praktyce tak nie jest i choć u jednej osoby, rzeczywiście to on wykona główną pracę, to u innej osoby będzie to mięsień B.
Dziś dowiemy się dlaczego zjawisko to jest matką wszystkich kontuzji przeciążeniowych o pozornie nieuchwytnej przyczynie.
Idealnie zmapowany człowiek
Nie jest tajemnicą, że to nasz układ nerwowy decyduje, który mięsień wykorzystać do danego zadania. Z jednej strony wydawałoby się, że powinien to robić na podstawie czystej optymalizacji biomechanicznej (do danej pracy wybieram ten mięsień, który ma najlepszą dźwignię do danego zadania, gdyż wtedy wykonam tę samą pracę męcząc się najmniej), ale na podstawie chociażby eksperymentu z ostatniego artykułu, wiemy, że wybór ten jest znacznie bardziej subiektywny.
Kluczem do zrozumienia w jaki sposób układ nerwowy dokonuje wyboru mięśnia, który ma ruszyć do pracy jest dopuszczenie myśli, że nie jesteśmy równomiernie zmapowani. Co to dokładnie oznacza?
Każda decyzja o wykonaniu jakiegokolwiek ruchu (czy to świadomego [jak np. podniesie ręki, aby się zgłosić] czy zautomatyzowanego [jak chód]) musi w jakiś sposób przedostać się z ośrodka decyzyjnego (mózg) do ośrodków wykonawczych (mięśnie rozsiane po całym ciele). Na szczęście nasze ciało posiada infrastrukturę dedykowaną temu zadaniu – sieć nerwów rozsianych po całym ciele (analogiczną do sieci dróg łączących nasze miasta).
Problem z tą analogią jest taki, że jest ona bardziej trafna niż byśmy chcieli, gdyż dokładnie tak jak dróg nie można zostawić samym sobie (zarosną, popękają, zostaną przykryte śniegiem), tak samo utrzymanie sieci nerwowej jest kosztowne.
Z dokładnie tego samego powodu, przez który nie każda droga jest 4 pasmowa i nie każda wioska ma doprowadzony asfalt, nie wszystkie nasze nerwy utrzymywane są w tak samo dobrej kondycji (koszty).
Choć może nam się wydawać, że poza tym czym zajmujemy się świadomie, nasze ciało zbyt wiele nie robi, nie jest to prawda. Z jego perspektywy każdy dzień wymaga starannego planowania, pozwalającego jak najlepiej dopasować się do operowania w świecie ograniczonych zasobów (np. ilość kcal którą jesteśmy w stanie przyjąć i przetworzyć w danym czasie jest ograniczona; tempo mnożenia komórek (tempo regeneracji) jest ograniczone; ilość metabolitów, którą jesteśmy w stanie usunąć z ciała w danym czasie jest ograniczona itd.). Nasze ciało chcąc być dobrym władcą dla naszych komórek musi na niektóre prośby poddanych odpowiedzieć: „nie”, aby starczyło mu zasobów na kwestie o wyższym priorytecie.
Niektóre z konsekwencji takiego stanu rzeczy są dla nas oczywiste. Np. wiemy, że nasze ciało utrzymuje więcej receptorów czuciowych na 1cm2 opuszki naszego palca niż na tym samym obszarze zlokalizowanym na naszych plecach. Dzieje się tak dlatego, że utrzymanie receptora czucia przy życiu jest „drogie” więc warto utrzymywać ich dużą ilość tylko tam gdzie będą miały okazję przełożyć się na wartość dodaną dla ciała.
Znacznie ważniejsze dla naszego dzisiejszego toku myślenia są jednak te mniej oczywiste konsekwencje:
Utracone czucie napięcia
Jedną z nich jest utracone czucie napięcia. Komunikację naszego mózgu z mięśniem możemy wyobrazić sobie jako wysyłanie do mięśnia liczby od 0% do 100% mówiącej jak mocno dany mięsień ma zostać napięty. Wartości te jednak nie są ustalane arbitralnie, tylko wynikają z informacji, płynącej od receptorów czuciowych informujących mózg jakie jest aktualne napięcie mięśnia.
Jeśli obustronna komunikacja z danym mięśniem działa idealnie, w momencie, gdy mięsień jest spięty na obiektywne 70%, do mózgu trafi dokładnie taka informacja (że jest spięty na 70% swoich możliwości). Wtedy mózg może zwrotnie wysłać do niego komunikat np.: „zmniejsz napięcie do 10%” i mięsień taki rozkaz wykona.
Problem zaczyna się, gdy mięsień nie jest w stanie odesłać wartościowej informacji zwrotnej odnośnie stanu swojego napięcia. W tej sytuacji, gdy mózg „zapyta” mięśnia o to jak mocno jest napięty, ten odpowie: 10%, mimo, iż obiektywne napięcie (które możemy zmierzyć np. Myotonem) wynosi 70%. To zaburza całą dalszą komunikację, gdyż:
Wyobrażenie mózgu odnośnie stanu napięcia naszych tkanek jest rozbieżne z ich realnym, mierzalnym napięciem.
Jeśli wydaje Ci się, że jest to rzadkie zjawisko, to oto prosty test pokazujący, że dotyczy ono każdego z nas. Spróbuj nie dotykając się, nie oglądając jakoś szczególnie, zatrzymać się na chwilę w pozycji w jakiej się obecnie znajdujesz. Następnie spróbuj spisać pobieżną listę miejsc w twoim ciele przypisując każde do jednej z dwóch kategorii: „mam je obecnie napięte (twarde w dotyku)” / „mam je obecnie rozluźnione (miękkie w dotyku)”. Następnie poproś kogoś, aby wciskając w te miejsca swój palec ocenił czy w jego odczuciu dane miejsce jest napięte (twarde) czy rozluźnione (miękkie).
Jak nietrudno się domyślić, przydział stworzony przez nas samych nie znajdzie idealnego odzwierciedlenia w tym stworzonym przez zewnętrznego testera. (Być może nawet w trakcie robienia „listy” samodzielnie zauważyłeś/aś, że któraś okolica jest spięta i odruchowo ją rozluźniłeś/aś, żeby na listę wpisać „lepszy” wynik [ale zrobiłeś/aś to tylko dlatego, że świadomie zwróciłeś/aś na nie uwagę, bez zwrócenia świadomej uwagi, ten efekt by nie zaszedł].)
Pomimo posiadania dość częstego kontaktu z ludzkim ciałem, do dziś fascynują mnie sytuacje, w których mając przed sobą pacjenta na kozetce proszę go o rozluźnienie czy to całości ciała czy nawet specyficznie danej części, po czym on/ona odpowiada: „już”, a ja palpując wyczuwam, że wcześniejsze napięcie rzędu 90% drgnęło może do 85%, a tkanki wciąż pozostają ekstremalnie sztywne.
Szukając przyczyn tego typu sytuacji wpadamy wprost w objęcia omówionych wcześniej kosztów utrzymania infrastruktury naszego ciała. Utrzymanie szerokiego zakresu napięcia/rozluźnienia mięśnia jest tak samo drogie jak utrzymanie dużego zakresu ruchomości w stawach popartego siłą. To się po prostu ciału nie opłaca, jeśli go na co dzień nie wykorzystuje.
Jeśli przez 99% dnia dany wystarczy aby dany mięsień operował pomiędzy napięciem rzędu 70% i 75% to z czasem te zakresy staną się nową normą. Zakres napięcia 0% – 100% widziany przez mózg będzie mapowany na zakres 70% – 75% na poziomie mięśnia. Tak jest po prostu taniej. Infrastruktura nerwowa potrzeba do wsparcia zmian napięcia tylko pomiędzy 70% – 75% jest nieporównywalnie mniejsza (mniej kosztowna w utrzymaniu) niż analogiczna infrastruktura, która pozwoliłaby na pełen zakres napięć.
Z tej perspektywy, szukając odpowiedzi na pytania o kontuzje, o każdym z nas dobrze myśleć jak o osobie po udarze. Choć przyczyny są różne to sposób leczenia ten sam: „poprawić jakość dwustronnej komunikacji mózgu z mięśniem”.
Praprzyczyna wszystkich kontuzji
Wiemy już co jest praprzyczyną kontuzji przeciążeniowych o pozornie nieuchwytnym podłożu. Jest nią w pełni fizjologiczne zjawisko ciągłego przebudowywania naszego ciała w taki sposób, aby przy ograniczonych zasobach utrzymać jak najlepsze funkcjonowanie wszystkich układów. Brak stymulowania układu nerwowego do pracy, w pełnym zakresie pobudliwości, sprzyja przekazywaniu przeznaczonych na niego zasobów do innych departamentów naszego ciała, za czym idzie degradacja sieci nerwowej. To z kolei powoduje zanikanie zdolności do czucia napięcia danego mięśnia. Cała reszta to konsekwencje powyższego.
- Jeśli dany mięsień ma pogorszone zdolności czucia swojego napięcia przez co zawsze operuje w dość niskich obszarach swoich możliwości (np. od 10% -30%), o takim mięśniu powiemy, że jest mało pobudliwy. Oznacza to, że jeśli mózg ma możliwość wybrać jego lub kogoś innego do pracy, najprawdopodobniej wybierze kogoś innego, nawet jeśli z punktu widzenia biomechaniki jest to zła decyzja.
- Jeśli dany mięsień ma pogorszone zdolności czucia swojego napięcia w taki sposób, że operuje w górnej części spektrum napięcia (np. od 70% do 90%), o takim mięśniu powiemy, że jest nadmiernie pobudliwy. Oznacza to, że jeśli mózg będzie miał możliwość napiąć go, do wykonania jakiejś pracy, to to zrobi, nawet jeśli ten dany mięsień w tej konkretnej sytuacji nie jest najlepszym wyborem z punktu widzenia biomechaniki.
Brak czucia nie boli
Jak wytłumaczyć powstawanie kontuzji na bazie tego co zostało przed chwilą przytoczone? Mamy dwie kluczowe przyczyny bólu:
#1 wariant śmieciarki w korku – Większość tkanek w naszym ciele, aby pozostawać zdrowa musi być przepłukiwana przez krew. Świeża krew przynosi naszym tkankom tlen i substraty do produkcji energii. Odpływająca krew zabiera z komórek „śmieci”, których ta musi się pozbyć. Aby ten cykl przebiegał sprawnie, mięśnie poprzez swoją pracę muszą pomóc rozprowadzać krew. (Nie jest sztuką dowieźć wielką ciężarówkę wody do spragnionego miasta. Sztuką jest sprawnie i sprawiedliwie rozdystrybuować wodę do pojedynczych mieszkańców). Oznacza to, że mięsień potrzebuje cyklicznej pracy pomiędzy spięciem i rozluźnieniem (tzw. pompa mięśniowa). Łatwo wyobrazić sobie, że jeśli dany mięsień, w wyniku problemów z komunikacją z mózgiem, ugrzązł na wysokiej pobudliwości i nie jest w stanie się w pełni rozluźniać, nie będzie optymalnie przepłukiwany przez krew. To z kolei doprowadzi do gromadzenia się metabolitów (śmieci), które nie mogły zostać na czas wywiezione. Te z kolei zaczynają uszkadzać okoliczne komórki / drażnić okoliczne receptory bólu, generując spiralę jeszcze sztywniejszej pracy mięśnia, jeszcze gorszego przepływu krwi i jeszcze większego bólu.
W tym scenariuszu ból pojawia się bezpośrednio w mięśniu, który jest nadpobudliwy (mamy wrażenie, że dany mięsień ciągle nam się spina i boli niezależnie od tego ile byśmy go nie próbowali rolować / rozciągać / masować).
#2 wariant wyłączonego czucia bólu – Osoby pracujące z ciałem z pewnością kojarzą pacjentów, którzy mają niesamowicie spięte tkanki, ale jednocześnie nie czują aby były one dla nich jakoś specjalnie bolesne (nawet przy ucisku). W wariancie pierwszym taka sytuacja nie występuje. Tam, jeśli mięsień jest nadpobudliwy i bolesny to praca manualna na nim, także będzie bolesna. W obecnym wariancie mamy osoby, których układ nerwowy na tyle się zdegradował / zaadoptował w danej okolicy, że nie dość, że nie mają one zdolności czucia napięcia tkanek to nie mają również zdolności odczuwania bólu z nich pochodzącego. Dzieje się tak gdy ciało uznając, że kończy finansowanie utrzymania układu nerwowego w danej okolicy, poza pozwalaniem obumierać receptorom czucia pozwala obumierać też receptorom bólu. Gdy nie ma receptorów bólu w danej okolicy, dana okolica nie boli.
Z jednej strony można by powiedzieć, że skoro nie ma bólu to nie ma problemu. Dopóki światło jest zgaszone bałagan nie istnieje. Niestety raz, że negatywne dla tkanek procesy w danej okolicy nadal zachodzą (po prostu ich w danym momencie nie czujemy), a dwa, że zwykle taki pacjent trafia do fizjoterapeuty z bólem innej części ciała, która jest „ofiarą” dużego ciągłego napięcia w sąsiedniej tkance (np. duże napięcie przywodzicielach, którego nie jesteśmy świadomi, bo wyłączyliśmy tam sobie czucie bólu, generuje nawracające bóle pachwin; lub duże napięcie mięśni łydki, które choć samo w sobie jest bezbolesne, to powoduje zwiększone tarcie o tkanki leżące głębiej powodując niewydolność aparatu ślizgowego).
Podsumowanie
Dzisiejszy wpis daje odpowiedź na pytanie o pierwotną przyczynę całej gamy kontuzji przeciążeniowych, które na pierwszy rzut oka wzięły się znikąd. Wiemy już, że odpowiada za nie zupełnie fizjologiczny proces, w ramach którego nasze ciało musi bezustannie podejmować trudne decyzje odnośnie tego na co przeznaczyć swoje zasoby, a czucie napięcia tkanek w okolicach, które notorycznie utrzymujemy w wąskim jego przedziale nie jest zbyt wysoko na tej liście.
Pisząc bardziej wprost: Gdy ktoś zapyta nas o to skąd wzięła się jego kontuzja (po wykluczeniu jednorazowego urazu lub zwykłego przeciążenia) naszym odruchem powinna być chęć sprawdzenia zdolności pacjenta do czucia napięcia w tkankach. Jeśli jest niska, to poprawa tego stanu jest idealnym kierunkiem pracy pozwalającym rozwiązać problem u podstaw.

MSc PT Filip Rudnicki
Programista, fizjoterapeuta. Od 12 lat pracuje jako analityk. Autor badań z zakresu biomechaniki. Twórca licznych narzędzi pomiarowych umożliwiających lepsze poznanie mechaniki ludzkiego ciała (sEMG, system mapowania nacisku stóp, IMU).
Jeśli ból przeszkadza Ci w uprawianiu sportu, skontaktuj się ze mną, a najprawdopodobniej będę w stanie Ci pomóc.
No responses yet